Opowieść o karnawale w Wenecji z biurem podróży FUNClub
Jak karnawał to tylko w Wenecji!
W ciągu zaledwie jednej godziny podjęliśmy decyzję o wyjeździe na wenecki karnawał. Tym razem skorzystaliśmy z usług biura podróży FunClub. W skład trzydniowej wycieczki wchodziły dwie nocne podróże autobusem i całodniowy pobyt we włoskim mieście.
Poza chęcią przeżycia niezwykłej przygody, skusiła nas niska cena i dobre opinie o organizacji biura.
Jak w praktyce wyglądała nasza szalona podróż?
Zapraszam do dalszej części artykułu!
By przejść do siostrzanego artykułu z recenzją, podsumowaniem kosztów i oceną wyjazdu, kliknij -> tutaj <-
Wyprawę z Agatą rozpoczęłyśmy już w piątkowe południe. Pełne podziwu dla poczynionych kroków, rozłożyłyśmy się na tylnich siedzeniach luksusowego autobusu. Wysunięte podnóżki przeniosły nas do świata komfortu. W towarzystwie zachodzącego słońca przemierzałyśmy kolejne kilometry kraju. Po to, by w samym jego centrum zgarnąć bezwzględnego mistrza ciętego żartu. Trójca perfekcyjna, można by rzec. Każdy tak inny, a jednak tacy sami. Bez pamięci zakochani w podróży i poznawaniu świata.
Długa wyprawa doprowadziła nas do celu następnego ranka. Ogromne kolejki autokarów przed przeprawą promową budziły niepokój. Tak jak widok setek ludzi, którzy stanowili zaledwie jeden procent odwiedzających Wenecję turystów.
[photogrid ids=”2432,2433,2457″ captions=”yes” columns=”two” ]
Pogoda tego dnia zdawała się nam sprzyjać. Ciepłe słońce rozgrzewało mroźne podmuchy wiatru. Te zaś niesione falami wody rozbijały się o niewyspane buzie przechodniów. Tak bardzo podekscytowani, obserwowaliśmy bacznie zbliżające się wyspy. Spokój ciszy zakłócały jedynie dźwięki afrykańskiej muzyki dochodzące z telefonu Wojtka.
Zapowiadał się na prawdę dobry dzień.
Pierwsze dwie godziny pobytu spędziliśmy z lokalnym przewodnikiem. Przeciskając się między tłumem ludzi, wędrowaliśmy wąskimi uliczkami miasta. Cienie wysokich budynków ziębiły rozgrzane serca. Otaczali nas ludzie odziani w niezwykłe stroje. Niczym z poprzedniej epoki. Paniom towarzyszyła długa suknia do ziemi. Przyozdobiona najpiękniejszymi tkaninami świata. Pełna blasku, kolorów i uroku. Panowie z dumą nosi eleganckie kapelusze. Nie brakowało także wampirów, różnego rodzaju zwierząt, czy nawet postaci z kreskówek.
Pierwsze chwile po odłączeniu od grupy spędziliśmy na poszukiwaniu restauracji idealnej. Tam, bez opamiętania pożeraliśmy kolejne kawałki regionalnych dań popijając je schłodzonym Prosecco. Pizza była tak smaczna. Tak cudowna. Tak idealna. Ehh…
Niestety moja miłość do podróży musi zostać delikatnie uszczuplona na korzyść pizzy i włoskiego wina! Bezwzględne love <3
Nagle, męski pierwiastek naszej grupy postanowił nas na chwilę opuścić. Wpatrzone w zawartość talerzy, nie zauważyłyśmy zainteresowania naszym stolikiem. Podnosząc głowę do góry ujrzałam siedzącego tuż obok faceta otulonego czarną sutanną. Głośny śmiech Agaty szybko natchnął mnie wyjaśnieniem sytuacji. Wojczi! W karnawałowym przebraniu księdza! Wystrojony w szaty pełne nadrukowanych krzyży, czarną czapę i puchatą brodę. Jedzenie nie było już wtedy ważne. Nawet to wino nie było ważne. Ważna była ściana łez śmiechu płynąca po policzkach. Cała stylizacja przypominała mi bardziej bohatera filmu „Dyktator” niż księdza. Ale cóż. „Chciałaś mieć księcia z bajki. To masz księdza z bajki”.
[photogrid ids=”2469,2458,2447,2462″ captions=”yes” columns=”two” ]
Nie tylko my dałyśmy się zaskoczyć. Jeszcze bardziej zaskoczeni byli właściciele lokalu, miejscowi przebierańcy i wszyscy pozostali ludzie, dla których księżulek stał się atrakcją. A my, z niezwykłą dumą i radością podążałyśmy w cieniu jego blasku.
Dalszą część popołudnia spędziliśmy na przechadzce między straganami. Różnorodność cen zaskakiwała. Niemal tak bardzo jak niezwykle szeroka gama produktów. Maski, pióra, peleryny, kostiumy i ogrom rzeczy, których nie potrafię wymienić. Zakupowe szaleństwo to kwintesencja weneckiego karnawału. Tak jak ogromny tłum na moście Rialto.
Wraz z nadchodzącym mrokiem zwiększała się liczba przechodniów. Na rogu wąskich uliczek stali carabinieri kierujący ruchem pieszych. Takim sposobem znaleźliśmy się w kolejnej włoskiej restauracji. Tym razem na stół poszły najróżniejsze kawałki ciętej pizzy oraz Aperol Spritz. O jakie to było dobre! Już niemal zapomniałam o tym cudownie wytrwanym posmaku pełnym pomarańczowej nuty.
Nim się spostrzegliśmy nadszedł czas zbiórki i powrotu. Pełni ogromnego żalu żegnaliśmy się z niezwykłym klimatem Wenecji. Niemal całą drogę poświęciliśmy na sen. Tylko po to, by u celu wysiąść wypoczętym i gotowym do dalszej wędrówki.
Wielogodzinna podróż autokarem bez noclegu wydawała się nierealna. W praktyce okazała się jednak niezwykle wygodna. Osobiście jestem zachwycona poziomem organizacji wyjazdu i jego komfortem.
By przejść do siostrzanego artykułu z recenzją, podsumowaniem kosztów i oceną wyjazdu, kliknij -> tutaj <-
Nadal masz wątpliwości czy wybrać się w taką podróż?
Zerknij na dalszą część fotografii, a także na nasz teledysk z wyjazdu (Nie Jedź Z Nami do Wenecji- videorelacja)
[photogrid ids=”2465,2464,2470,2463,2460,2459,2453,2457,2456,2449,2446,2451,2437,2435,2433,2431″ captions=”yes” columns=”two” ]
Komentarze (1)
Wydaje mi się że jechaliśmy razem w tamtym roku☺️Super wpis,pozdrawiam☺️